się dokuczliwi. Chodzę po mieście, przy próbach twojego recitalu niemieckiego asystuję, niby normalna, przytomna - a w mózgu ciągle jedna myśl: "Koniec z tobą, Róża. Nie ma co dłużej czekać, twój los ludzki nie wypleni się nigdy, kaleką zejdziesz do grobu". I żyły mało nie pękają z bólu. I ból w gniew się zamienia. Władyś, kiedy mnie zobaczył (zjawiłam się bez zapowiedzi, paszport miałam roczny), zląkł się: "Co to, mamo? Czy tatuś chory? Czy Marta rozwodzi się z Pawłem?" Mnie naturalnie jeszcze gorsza złość wzięła: zawsze wszyscy o wszystkich niepokoją się, tylko nie o mnie. Jak gdybym to nie ja była najnieszczęśliwsza