do każdej roboty i muzykant nie byle jaki. A chatę miał opodal młyna, tuż nad potokiem. Wyszedł więc któregoś dnia ten Sobanek na przyzbę, na Gładkie spogląda i widzi, że chmura ogromniasta, czarna zawisła od tej strony na niebie i gradem zaczyna sypać, wielkim jak gołębie jaja. A wśród tego gradu chłopaczysko jakieś nieznajome przed chatą stoi. Nie wiadomo, skąd się wziął. Z gołą głową, bosy, w portkach tylko i w serdaku. Trzęsie się z zimna i zębami szczęka. Ulitował się nad nim Sobanek. <br>- Pójdźże, nieboraku - powiada - ogrzejesz się w chacie. <br><br>Przy kominie go sadza, drew dorzuca, żeby cieplej było. Ale