roku liście, a nawet małe kamienie. Nie napisałem też - co czynię teraz - że trąba zawinęła swoim rękawem koszyk, który został pod dębem, uniosła go w górę i wyrzuciła kilkanaście metrów dalej, ale do góry dnem, tak że wszystko, co było w środku, także butelki po oranżadzie, wypadło z brzękiem i hałasem na ziemię. Biały obrus powoli opadał, huśtając się nieznacznie w lewo i prawo.<br>A potem Weiser i Elka pożegnali się z nami, ale nie jakoś specjalnie, tylko jak zwykle: "No to cześć!", i poszli pod górę razem. Sam już nie wiem, czy trzymali się za ręce, czy nie, ale wobec