się ciężko. Miasteczko leżało w dole na lewo, przed nimi roztaczała się równina poprzetykana domkami i kępkami drzew. Rotmistrz rzekł:<br>- Ładny widoczek, co?<br>- Zimno jak cholera, chodźmy lepiej do jakiegoś hotelu. Tu zmarzniemy na śmierć, nim słońce wzejdzie.<br>- Na rozpalone czółko chłód dobrze robi, Zbyszku.<br>Sierżant Czepko wsadził ręce w kieszenie i skulił się w sobie:<br>- Farmę powinno stąd być widać, nie?<br>- A gdzie tam: ona hen za owymi wielgaśnymi dębami, co to na widnokręgu jak smoki stojają, you see, yes?<br>- Widzę, widzę. Najwyższy czas, byśmy sobie jakiś wóz kupili. Teraz na dwa kufle nie możemy sobie pozwolić przez te wściekłe