Magdy, jej uśmiech, jej szept: "My krótko żyjemy, Szczęsny, przeciętnie do roku...<br>Leżał tak godzinę czy dwie. Do drugiej.<br>A gdy zegar na wieży uderzył dwa razy, wszczął się ruch na dziedzińcu starostwa, które się łączyło z podwórzem strażackim. Chwytało się stamtąd echa komendy, szurgot butów, szczęk broni, potem równy krok kolumny obok remizy, urwany na "spocznij !" - jak uciął - przed bramą.<br>Szczęsny stoczył się z dachu i dopadłszy szyny pod drzewem zadzwonił młotkiem na alarm. Ostry jazgot żelaza przeleciał z końca w koniec ulicy, zmiatając sen, budząc życie i tumult wśród ludzi leżących pokotem. Kobiety z dziećmi uciekały w te pędy