głowę, żeby nie zawadzić o gałązki, i jej usztywniona tybetka podnosiła się odsłaniając szyję.<br> Ilekroć spoglądałem na ten przesmyk jej ciała, obnażonego między tybetką a wyciętą sukienką, miałem ochotę podbiec do niej i pocałować ją w usta.<br> Jakoż jej usta, gdy przechodziła pod wierzbami, gdy wchodziła w sad, były zawsze lekko wydęte, jakby miała zamiar chwycić zębami gałązkę, odgryźć ją i żuć do goryczkowej miazgi.<br> Najbardziej jednak podobały mi się jej ręce.<br> Uściślone do sekretnej słodyczy w przegubach, o długich palcach, poręcznych do osmykiwania jagód, laskowych orzechów lub jabłek.<br> Całymi godzinami mógłbym patrzeć na jej ręce, gdy żęła proso.<br> W jej