Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Polityka
Nr: 27
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2000
nie zorientowała kiedy.
- Z początku nie atakowały drobiu, dopiero gdy wylęgły się bocianięta - przypomina sobie Stefania Dunik. Pani Stefania wieszała na sznurkach butelki i czerwone szmaty, które miały odstraszać ptaki. Przywiązywała nawet kwokę na sznurku, żeby się nie oddalała od domu. Wreszcie sama siadała przed gankiem, uzbrojona w kij. Wszystko na nic, bociany zjadły stadko kaczuszek i kurczaków. - Chłopa prędzej się boją, ale baby nic a nic. Jakby chciały powiedzieć: ja mam skrzydła, nie dogonisz mnie.
Skoro nie pomogły groźby, próbowała z bocianami po dobroci. Przemawiała do nich: boćki, zostawcie coś dla mnie, ja też chcę jeść. Nie mogąc zaradzić, pani
nie zorientowała kiedy.<br>- Z początku nie atakowały drobiu, dopiero gdy wylęgły się bocianięta - przypomina sobie Stefania Dunik. Pani Stefania wieszała na sznurkach butelki i czerwone szmaty, które miały odstraszać ptaki. Przywiązywała nawet kwokę na sznurku, żeby się nie oddalała od domu. Wreszcie sama siadała przed gankiem, uzbrojona w kij. Wszystko na nic, bociany zjadły stadko kaczuszek i kurczaków. - Chłopa prędzej się boją, ale baby nic a nic. Jakby chciały powiedzieć: ja mam skrzydła, nie dogonisz mnie.<br>Skoro nie pomogły groźby, próbowała z bocianami po dobroci. Przemawiała do nich: boćki, zostawcie coś dla mnie, ja też chcę jeść. Nie mogąc zaradzić, pani
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego