Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
targu, a Gombrowicza błysk
gołej łydy.

Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.
Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do
naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.
Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w
głowie, spadły mi na oczy wirujące, różowe płatki.
Teraz Rózia ciągnie mnie za sobą, a ja majtam się za nią, drobiąc
jak cherlawy kogucik w pogoni za dorodnym kurzym kuprem.
Ja mam dość.
Rózia nie ma dość.
Wszystko się zgadza.
Jesteśmy trzeci dzień po ślubie!
Jeśli wkrótce nie wyzionę ducha, to tylko dlatego, że biegnąc
targu, a Gombrowicza błysk<br>gołej łydy.<br> &lt;page nr=148&gt;<br> Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.<br> Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do<br>naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.<br> Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w<br>głowie, spadły mi na oczy wirujące, różowe płatki.<br> Teraz Rózia ciągnie mnie za sobą, a ja majtam się za nią, drobiąc<br>jak cherlawy kogucik w pogoni za dorodnym kurzym kuprem.<br> Ja mam dość.<br> Rózia nie ma dość.<br> Wszystko się zgadza.<br> Jesteśmy trzeci dzień po ślubie!<br> Jeśli wkrótce nie wyzionę ducha, to tylko dlatego, że biegnąc
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego