pierogi. Czknęło mu się potężnie, odruchowo zasłonił ręką usta i powiedział przepraszam, co pobudziło czabanów do wesołości. Uczta trwała. Nie spoczęli, póki na półmiskach nie pozostały same oblizane kosteczki. Stach wychylił chyba bukłak kumysu, w głowie mu szumiało. Zdawało mu się, że przesiąkł zapachem baraniny, nie pamiętał, aby tak się najadł od grodzieńskich czasów. Żałował, że nie mógł zabrać biesbarmaku, jak się to mówi, na potem, aby uraczyć Zosię i bliskich w ziemiance, którzy dawno nie oglądali mięsa.<br>Później słuchał starych kazachskich pieśni, słów nie pojmował, ale melodie były przejmujące. Spostrzegł, że gospodarzy ogarnia senność po baranich frykasach, niektórzy drzemali. Pożegnał