z rąk władz sądowych w Warszawie rozświet-liła niby błyskawica stosunki panujące w naszym państwie". "Skandal tym większy - czytamy dalej - że, jak się okazuje, sędzia do przeprowadzenia spraw politycznych nie ma pojęcia i nie wie, kto to jest Leszczyński, że policja, która dla eskortowania zwykłego kieszonkowca lub kolportera bibuły wysyła nieomal pluton policjantów, dla strzeżenia najwybitniejszego komunisty zaś, dla pilnowania wodza wywrotowców wysyła jednego policjanta, że warszawska policja nie poczyniła żadnych kroków nie tylko dla uniemożliwienia odbicia Leszczyńskiego (co się mogło zdarzyć), lecz nawet nie wiedziała, że Leszczyński jest w Warszawie i wreszcie, że prokurator zamiast osobiście dopilnować konfrontacji tak wybitnego