ją w kierunku ściany tak, by odciąć jej możliwość ucieczki...<br><br><tit>Żywa pochodnia</><br><br>Halina Bilewicz od jakiegoś czasu oczekiwała już ataku męża, ale nie spodziewała się, że nastąpi on z taką siłą. Zaskoczona, upadła, uderzając głową o szafkę. Lekko ją to zamroczyło, ale instynktownie próbowała się od razu podnieść. Robiła to niezgrabnie, więc nie zdążyła. Oprawca w rosnącej furii zaczął ją kopać gdzie popadło: w głowę, brzuch, piersi, żebra. Nauczona doświadczeniem, w odruchu samoobrony kobieta przybrała pozycję embrionalną. Szlochając, błagała:<br><q>- Litości, nie bij mnie. Oj, zmiłuj się nade mną! Ja nic złego nie chciałam... Ojejej...</><br>Podczas gdy jej żałosne jęki wzmagały się