machnął ręką, splunął i przeszedł, potrącając stojącego spokojnie koło windy pana Jankowiaka. Tak jakby był on tylko przedmiotem zawadzającym w przejściu.<br>Z uczuciem goryczy w ustach, ze ściśniętym sercem, pan Jankowiak dotarł na trzecie piętro windą obdrapaną i poobtłukiwaną <page nr=57>, aż przykro. Unikał patrzenia w lustro, przyśrubowane do ścianki na wysokości oczu. Stary człowiek, brzydki. Po co to oglądać.<br>Na trzecim piętrze było pusto i szaro - już wolał, prawdę mówiąc, swoją rozwalającą się kamienicę, bo tu człowiek czuł się po prostu jak w szpitalu. Długi korytarz z dwoma szeregami szarych drzwi doprowadził go pod mieszkanie Jedwabińskich. Postał chwilę niepewnie na wycieraczce, nasłuchując