raźno po stepie. Obydwaj niefortunni łowcy emu skwapliwie<br>korzystali w czasie jazdy z zapasów zabranych z obozu przez ich<br>towarzyszy. W miarę jak zaspokajali pierwszy głód, nabierali lepszego<br>humoru. Wiedzieli już przecież od Smugi, że Wilmowski nie miał im za<br>złe samodzielnej wyprawy. Wesoło pokpiwali z siebie, wspominając<br>niepokój, jaki ogarnął ich na widok podążających za nimi krajowców.<br> - Ho, ho, pan bosman ledwo już powłóczył nogami, ale gdy tylko<br>spostrzegł tropiących nas krajowców, to maszerował tak szybko, że nie<br>mogłem za nim nadążyć - dogadywał Tomek marynarzowi.<br> - Dobrze pamiętasz! Tak było naprawdę, obawiałem się, żebyś<br>przypadkiem nie popsuł panu Clarkowi interesu - mruknął