nerwowo racicą, obracałem się to tu, to tam i czekałem, z której strony nastąpi atak. Wiedziałem, że dzielą mnie od niego tylko ułamki sekund.<br>Na początek, nieco spięty mistrz ceremonii (czyżby poznał moją sybarycką siłę?) uraczył mnie śledziem po polsku z jabłkami za 8 zł, który w karcie egzystował obok pasztetu babci Aliny z domową konfiturą z brusznic - 10 zł, oraz regionalnego <dialect>bundzu</> z pomidorami i świeżą bazylią - 12 zł. Potraktowałem to jako rozgrzewkę, przed główną walką, lecz śledziowe <foreign>banderillas</> nieźle wbiło mi się w skórę.<br>Zaprawdę, powiadam wam, że to był polski śledź-marzenie. Cierpliwie wymoczony w aromatycznej zaprawie z