opowiadał z melancholijną dumą), z panem tym spotykałem się już u Roberta kilkakrotnie, natomiast dwie blondyny siedzące po bokach stołu zobaczyłem wówczas po raz pierwszy, podobne były do siebie jak bliźniaczki, obie miały na sobie różowe kombinacje (sukienki złożono na krześle stojącym w kącie), obie miały gęby nabrzmiałe, sinawe, na policzkach świecące czerwienią, tak że można było wyobrazić sobie, że przed dwudziestu laty były to pyzate, zdrowe, wiejskie gębule, teraz jednak były spuchnięte, wskutek czego oczka mocno uczernione, jakby z samych rzęs ostro sterczących się składały, spod tłuszczu białka mało co było widać, do tego nosy porowate, kartoflane, i wargi ryjkowate