maszerowali na północ, ku głosowi. Luis pierwszy. To on był tropicielem, on wskazywał ścieżki, wybierał drogi; on przewodził, nawet nie próbując udawać, że w jakikolwiek sposób liczy się w tej kwestii z jej zdaniem. Ona zawsze z tyłu. Patrzyła na jego plecy i wzbierały w niej czarne, gorące myśli. <br>Śpiewak prał w strumieniu swoją koszulę. <br>- Argentiiina, Argentiiinaaaa... - zawodził smętnie, klęcząc na kamienistym brzegu, przeciwległym do tego, na którym czaili się w gęstych, acz karłowatych zaroślach Luis Lavier i Ojalika Otak. <br>Ojalika powstrzymała podnoszącego się już szamana.<br>- Widzisz? To po lewej? Obrzyn. Strzelba taka. Uważaj.<br>Podążający za Cieniem nie miał specjalnie wysokiego