które powpadały do niej po drodze, gdy ojciec przekradał się z garnkiem wśród gęstych <page nr=21> iglastych krzaków, i które nadal podczas naszego jedzenia wpadały, tak że musieliśmy, pomimo że byliśmy bardzo głodni, jeść naszą zupę ostrożnie, uważając na kłujące ości, jak gdybyśmy jedli nie zupę, lecz rybę.<br>A kiedy zapadła noc, przenosiliśmy się do umówionej stodoły, najczęściej na jedną noc i jeden dzień, aż do następnej nocy, ale czasem na dwa dni, ażeby kolejnej nocy odejść i odbyć dalszych parę kilometrów. Tak było bezpieczniej i dla nas, i dla ludzi, którzy nas przyjmowali, i naprawdę trudno nas było wytropić. Nocami, gdy szliśmy, ojciec