Anny. - Ja tu zostanę. Chcę być sam. Nie jestem głodny.<br>- Dobrze, pójdziemy - rzekła Anna. - Ale obiecaj mi, że przyjdziesz wieczorem. Rodzice bardzo się ucieszą. Nie zrobisz nam zawodu?<br>- Trzymaj się, stary - dorzucił Wiktor, klepiąc go po ramieniu. - Wprawdzie Anna mnie nie zaprasza, ale chętnie zjem razem z wami kolację. Nie rozklejaj się. Bądź mężczyzną.<br>Wszystko, co mówił, było niezgrabne, zdawkowe. Głos Ireny z magnetofonu wdarł się w atmosferę pietyzmu i żałoby jak ostry zgrzyt. Był przygnębiającym świadectwem życiowej prawdy, o której Andrzej nie mówił nigdy, nawet z przyjaciółmi. Toteż Wiktor szybko zbiegł po schodach, aby jak najprędzej znaleźć się na ulicy