żagla - jego własnemu rozumowi. Kubki nalewano do pełna i wychylano do dna, ochoczo emitując modny wówczas przebój "Przyjdzie na to czas". Mieliśmy tęgo w czubie i drąc się "Przyjdzie na to czas", nikt nie wiedział, o co właściwie idzie. Co jakiś moment - nie pamiętam już kto, ale musiał to być tęgi wesołek, wyglądając przez bulaj raportował: "jeden przeszedł", my zaś toastem i okrzykami kwitowaliśmy kolejny ze statków, który mignąwszy światłami chował się we mgle tak szybko, jak z niej wyskoczył.<br> Nie bałem się, i zapewne nikt z załogi, ani trochę. "Trzaśnie, to trzaśnie" - wołałem do sąsiadów i tak te sprawy rysowały