przedziale, a po raz pierwszy od lat jechałem znów pociągiem osobowym (jak z Warszawy do Lwowa i z powrotem), nie towarowym, od razu przypadliśmy sobie do serca z kilkorgiem rówieśników, chłopców i dziewcząt, jak się okazało - Rosjan, z którymi szybko się zbliżyłem: dzieliliśmy się jedzeniem, biegaliśmy po kipiatok, a nocą tuliliśmy się do siebie, bo po zachodzie słońca w wagonie panował przenikliwy chłód, ale spaliśmy płytkim snem, raz po raz budzeni gwizdem lokomotyw (a nasz długi skład ciągnęły aż dwie) i maszyniści przyjmowali - tak jak to widzieliśmy za dnia - nie zatrzymując się, instrukcje w pojemniku na pętli ze stalowego drutu, którą