nad rynsztokiem. A trzeba jeszcze przejść na drugą stronę Piotrkowskiej i minąć ulicę Bandurskiego, zanim dojdzie się do mojej szkoły, podobnej do kawałka poziomkowego tortu. Tam, w tej słodkiej różowości, dopadnie mnie kiedyś mój strach, moje naznaczenie.<br>Ale nim nadejdzie ten uwiarygodniający lęki rok trzydziesty dziewiąty, biegnę z radością przez wąski skwerek, a biegamy tam często do sklepu Percyka, żeby przebierać w naklejkach, wstążeczkach i aniołkach. Aż do chwili, kiedy Hasia Maciakówna zawoła: "Nie kupujmy u tego parcha!" - a ja się popłaczę, tak zupełnie nie wiadomo dlaczego. Nie jestem przecież parszywą żydówką, tylko Joasią, i Polką, i obywatelką kosmosu, bo tak