mi to przeklęte złoto jak zgniłe jajo, by mnie zdeprawować i uczynić łapczywym drobnomieszczaninem. A przecież nigdy nie marzyłem o bogactwach, lecz o dobrach wyższego rzędu. I nie chodziło tu tylko o bieżącą propagandę, która od lat głosiła pochwałę zgrzebnego ideowca, byle jak odzianego, żywiącego się po stołówkach aż po wrzody żołądka i gotowego do pracy przez dzień i noc dla wykonania planu. Wszystkie moje lektury, ba, cała polska tradycja, kazały mi gardzić pieniędzmi. Dorobkiewicza Wokulskiego nie przyjmowano w dobrym towarzystwie, a sympatię czytelników zyskał głównie dlatego, że dla beznadziejnej miłości gotów był roztrwonić wszystko, co posiadał. Każdy, co się dorabiał