pana Waldemara nie wypowiadała się ani słowem. Wiadomo, przy tego rodzaju zajęciu, znieczulenie jest konieczne. Sam zainteresowany do krążącej o nim opinii miał umiarkowany stosunek. Dają się ludzie zwieść pozorom i tyle - mawiał do swoich podopiecznych.<br><br><tit><q>Alojz, co ty wyprawiasz?</></><br><br>Pracował więc sobie pan Waldek przez lata całe w swojej zacisznej pracowni, co dzień witając i żegnając jakiegoś nieboszczyka, bez większych niespodzianek. Aż do dnia, kiedy przywieziono mu zwłoki niejakiego Alojzego P.<br><q>- Zamarzł na śmierć, biedak</> - powiedział sanitariusz, który go przywiózł <q>- zima jest mroźna tego roku, to nie dziwota, że ludzie zamarzają.</><br><q>- Później się nim zajmę</> - powiedział pan Waldek, zwracając się