Jabłonnie, a potem w Warszawie. Nie przynosiły ulgi i dlatego Stachnik, straciwszy zaufanie do dyplomowanych doktorów, zwrócił się do wróżbitów i znachorów. Sławny znachor warszawski też nie -pomógł, nadzieje rozbudził dopiero niejaki Ludwik Organowski, siedemdziesięciopięcioletni starzec spod Makowa.<br>Po wypytaniu się o objawy choroby i zbadaniu moczu chorej "przez szkiełka" znachor orzekł, że cierpienie Stachnikowej nie wzięło się samo z siebie, lecz "jest zadane przez jakąś kobietę czarniawą i niedużą". Na wypędzenie czarów dał lekarstwo; składało się ono z płynu, mchu uskubanego z 3 krzyży przydrożnych, funta ałunu, 3 funtów soli, piasku z 3 dróg krzyżowych i święconej wody. Podczas kąpieli