lecz przyniosło to drobną tylko i krótkotrwałą ulgę. Zobaczył raptem siebie w ciężkiej i twardej trumnie, przywalonego czarnym wiekiem. Posłyszał skrzyp sznurów, na których spuszczają do grobu. Potem wszystko ucichło, ludzie odeszli i na pustym ciemnym cmentarzu został on sam, przyduszony twardą, wilgotną ziemią. Chwytał z trudem szeroko otwartymi ustami resztki powietrza, później zamykał i otwierał konwulsyjnie wyschnięte, bolące usta, w których już nic nie było, w których topniały ostatnie drobiny tlenu.<br>Kiedy bolesny, dławiący ciężar spadł na piersi i ścisnął je okropnym kurczem, Polek, oszalały ze strachu, zerwał się z łóżka jak tonący, który nagle wydostał się na powierzchnię wody